niedziela, 6 października 2013

Jeszcze przedszkolanka czy już nauczyciel, czyli... awantura o zajęcia dodatkowe w przedszkolu



„Ustawa przedszkolna” z 13 czerwca 2013 r. wprowadziła nowe zasady wnoszenia opłat za przedszkole. Podstawowym jej założeniem jest zniesienie barier w upowszechnianiu wychowania przedszkolnego oraz zagwarantowanie każdemu dziecku uczęszczającemu do przedszkola dostępu do zajęć bez względu na status materialny rodziny. Ustawa wprowadzona, jak zwykle, tuż przed nowym rokiem szkolnym, czyli bez zachowania ram czasowych dla szerszej dyskusji społecznej, nie uwzględnia wprowadzenia do przedszkoli tzw. zajęć dodatkowych. Założenia słuszne: rodzice nie powinni ponosić żadnych dodatkowych kosztów za przedszkole oprócz „ustawowej złotówki” za każdą godzinę powyżej podstawy programowej. No i zaczęło się! Protesty, rozmaite opinie na forach internetowych, artykuły krytykując postępowanie MEN, dyskusje w mediach, głosy oburzenia rodziców. Okazuje się, że na wychowaniu przedszkolnym i tym, jak należy kształcić małe dziecko znają się w tym kraju wszyscy. Tak, jak na medycynie i polityce. Rozumiem niezgodę rodziców na podejmowanie za nich decyzji o modelu kształcenia ich dzieci. Rozumiem założenia MEN: wychowanie przedszkolne powinno opierać się na zasadzie powszechnej dostępności. Rozumiem zaniepokojenie tysięcy anglistów, choreografów, nauczycieli plastyki, muzyki, którzy nagle być może stracą pracę. Pragnę natomiast zwrócić uwagę na ważny aspekt całego „zamieszania” wokół zajęć dodatkowych w przedszkolach. Mam na myśli pracę nauczycieli przedszkola. Kiedy czytam w doniesieniach prasowych opinie wyrażane w alarmującym tonie, że oto dzieci w przedszkolu będą się teraz tylko bawić albo tylko leżakować, to nie potrafię ukryć swojego oburzenia. Jednak istotnym impulsem do napisania tych zdań jest wypowiedź Premiera naszego państwa (który oczywiście nie musi znać się na wychowaniu przedszkolnym, ale ma przecież swoich doradców): „Generalnie przedszkole to nie jest miejsce do nauki, tylko do dozoru nad dziećmi, do zabawy z elementami edukacji, które zapewnia podstawa programowa.” (pap.wp.pl) Jeżeli premier naszego państwa w taki sposób ocenia rzeczywistość przedszkolną nie pozostaje nam nic innego jak tylko głośno zaprotestować. Panie Premierze! Przedszkole miejscem dozoru?!!! Przedszkole miejscem zabawy z elementami(?!!!) edukacji?!!! Proszę w takim razie o wyjaśnienie, po co nam cała rzesza nauczycieli, podkreślam, nauczycieli, nie, przedszkolanek (!), które ukończyły studia wyższe z zakresu kształcenia małego dziecka. Po co tysiące godzin spędzone na studiach podyplomowych: logopedii, oligofrenopedagogiki, terapii pedagogicznej, edukacji ekologicznej itp. itd. Po co rozbudowany system nadzoru pedagogicznego z ewaluacją wewnętrzną, zewnętrzną? Po co diagnoza przedszkolna oparta na wnikliwej obserwacji dziecka? Po co tysiące Programów Wspierania i Korygowania Rozwoju dziecka? Po co pomoc psychologiczno-pedagogiczna, Koncepcje Pracy Przedszkola, zajęcia specjalistyczne, godziny szkoleń, warsztatów itp., itd.? Mogłabym wymieniać całe mnóstwo działań nauczycielek przedszkola tych obowiązujących nas ze względu na przepisy oświatowe, jak i tych, które nauczycielki podejmują z własnej inicjatywy, po to, by uatrakcyjnić proces edukacji, po to, by tworzyć dziecku optymalne i różnorodne warunki rozwoju. Jeżeli zaczniemy traktować przedszkole jako, jak to się wyraził Pan Premier, „miejsce dozoru” to może warto zatrudniać w nich osoby bez kwalifikacji, których jedyną rolą będzie…dozór. Pilnowanie dzieci, jak paczek w przechowalni bagażu. Nie potrafię ukryć oburzenia na takie traktowanie wychowania przedszkolnego. To, co dzieje się w przedszkolu to jest nauka, podkreślam, to jest nauka! Ale nauka, której nadrzędnym paradygmatem jest podstawowa forma działalności dziecka…zabawa! Bowiem przede wszystkim poprzez zabawę małe dziecko rozwija się. W zabawie uczy się zasad społecznych, uczy się przyrody, matematyki, fizyki (zabawy badawcze!), uczy się poprawnego wypowiadania się, formułowania swoich myśli, zdobywa samodzielność, kształtuje odporność emocjonalną. Przedszkole to nie przygotowanie do życia. Przedszkole to już jest życie. Życie kilkuletniego człowieka, który poznaje świat z ekspansją, uporczywą eksploracją, żywiołową radością i zachwytem. Z taką intensywnością, która w żadnym późniejszym okresie życia już się nie powtórzy. Dzieje się to wszystko w obecności nauczycieli przedszkola, którzy planują, organizują i czuwają nad przebiegiem zabawy modyfikując ją zgodnie z oczekiwaniami i indywidualnymi możliwościami dziecka. Uważam, że zawód nauczyciela przedszkola jest z tego względu niezwykle trudny a jednocześnie wyjątkowy. Tu nie ma bowiem miejsca na błędy. Tu potrzeba osób z najwyższymi kwalifikacjami, empatią i pedagogicznym zrozumieniem prawidłowości rozwojowych dziecka w wieku przedszkolnym. Proszę też zwrócić uwagę, że nauczyciel wychowania przedszkolnego w Polsce odpowiada za co najmniej 25 dzieci w wieku 3, 4, 5 lat (tylko w 3-latkach przewiduje się pomoc nauczyciela)! A przecież są to małe dzieci, które trzeba nauczyć zasad współżycia w grupie, czuwać nieustannie nad ich bezpieczeństwem (każdy, kto ma lub miał małe dziecko wie, jakie potrafi być ono nieprzewidywalne w swych reakcjach czy pomysłach) i zdrowiem, wypełniać obowiązki związane z opieką (ubieraniem, jedzeniem), organizować im przestrzeń zabawową itp. Do tego wszystkiego zobowiązany jest nauczyciel wychowania przedszkolnego, który notabene pracuje z dziećmi przez 5 godzin bez przerwy: cały czas musi być skupiony, aktywny, gotowy do szybkiej reakcji lub przeciwnie, zastosowania metod sprzyjających skupieniu się dzieci. Obecny poziom dyskusji nie tylko deprecjonuje zawód nauczyciela przedszkola, ale także ustawia całą edukację przedszkolną na „szarym końcu” procesu edukacyjnego w Polsce. Dziecko w przedszkolu nie rozwija się wyłącznie poprzez uczestnictwo w zajęciach z języka angielskiego, tańcach, szachach, rzeźbie itp. Itd. To nie te zajęcia przygotowują dziecko do podjęcia nauki w szkole. To nie wyłącznie poprzez zajęcia dodatkowe dziecko zdobywa kompetencje niezbędne w szkole; samodzielność, sprawność słuchu fonematycznego, orientację w świecie, odporność emocjonalną, sprawność manualną, czyli szeroko rozumiane kompetencje do nauki czytania i pisania niezbędne do podjęcia nauki w szkole. Okres przedszkolny „kurczy się” o cały rok. Naukę w szkole rozpoczyna coraz więcej 6-latków. Mamy więc w przedszkolu mniej czasu na dobre przygotowanie dziecka do podjęcia nauki w szkole. To tym trudniejsze, że żyjemy w rzeczywistości nastawionej na spektakularne wydarzenia, marketingowe fakty i wymierne osiągnięcia, edukacja kojarzy się wyłącznie rankingami szkół, wynikami testów kompetencji i egzaminów. Sukcesy naszych przedszkolaków tak bardzo niemedialne i dalekie od życiowego talk show są jednak bezcenne dla ich rozwoju, a ich niezwykłość polega na tym, że dzieci poznają świat z ekspansją, uporczywą eksploracją, żywiołową radością i zachwytem. Tekstem powyższym staję w obronie tysięcy nauczycielek przedszkola, tych, które z pasją i zaangażowaniem wypełniają swój zawód. Nauczycielek, które prezentują szeroką wiedzę o potrzebach małego dziecka, o metodach i formach pracy z grupą przedszkolną, o sposobach właściwego stymulowania rozwoju dziecka. To nie jest tak, że do tego zawodu trafiają infantylne, niedouczone idiotki, które podjęły studia pedagogiczne, ponieważ nie miały nic lepszego „do roboty” albo nie dostały się na inne kierunki. Z małymi dziećmi pracować może nie tylko ktoś o wysokich kwalifikacjach. W tym zawodzie ważna jest także autentyczność, kreatywność, emocjonalna równowaga, asertywność i przeogromna empatia. Małe dzieci szybko weryfikują wszelki fałsz, niespójność działania i myślenia, niekompetencję i „byle jakość”. One oczekują najwyższych standardów, bo… takie są dzieci. Niezwykłe, wymagające i bezkompromisowe. Nauczycielka przedszkola musi ponadto być przede wszystkim pedagogiem, ale też po trosze psychologiem, muzykiem, reżyserem, plastykiem, choreografem, scenografem, aktorem, recytatorem itp. itd. Tu potrzeba wiedzy z zakresu przyrody, geografii, fizyki, matematyki, chemii, zjawisk atmosferycznych i in. przynajmniej w podstawowym zakresie, aby pomagać dzieciom zrozumieć otaczający je świat. Niewiele jest chyba zawodów na świecie, w których trzeba być tak wszechstronnym i który wymaga permanentnego doskonalenia się. „Ustawa przedszkolna” wywołała gorącą dyskusję i spore „zamieszanie”, ukazała też głęboką polaryzację poglądów na temat kształcenia małego dziecka. Z drugiej jednak strony bezlitośnie obnażyła społeczny wizerunek edukacji przedszkolnej i zawodu nauczyciela przedszkola. Czas najwyższy mówić głośno o tym, jak ważny jest pierwszy etap kształcenia i jak ogromne znaczenie ma jego jakość dla przyszłych losów dziecka w szkole. A jakość to nie tylko pięknie wyposażone budynki i zabawki. Jakość to przede wszystkim nauczyciel dobrze przygotowany do pracy z małym dzieckiem i jego rodziną. Nie chodzi bynajmniej o to, by tworzyć kolejny ranking zawodów ważniejszych i mniej ważnych. Istotnym jest odbudowywanie autorytetu zawodu nauczyciela przedszkola. Ale także, a może przede wszystkim, nieustanne wyjaśnianie założeń i treści podstawy programowej wychowania przedszkolnego. Zapisane w niej wymagania to pełne spektrum kompetencji i wiadomości, jakie powinno prezentować dziecko na końcu edukacji przedszkolnej. W podstawie programowej mamy muzykę, sztukę, literaturę, matematykę, emocje, przygotowanie do nauki czytania i pisania, przyrodę, patriotyzm, taniec, dbałość o zdrowie i bezpieczeństwo. Nad tym wszystkim czuwają i do tego są zobowiązani nauczyciele wychowania przedszkolnego. Twórzmy jak najlepsze warunki rozwoju dla dzieci, uczmy je od początku języków obcych, szachów, tańca, karate, rzeźby. Niech tak będzie. Ale niech o to zadbają rodzice. W przedszkolu dajmy dzieciom czas, przestrzeń i warunki do najbardziej edukacyjnej i rozwijającej je działalności, do… zabawy. Zabawy pod kierunkiem mądrych i twórczych nauczycieli. Na zakończenie pragnę przypomnieć wszystkim nauczycielkom przedszkola, że wykonują jeden z najpiękniejszych zawodów. Dlatego, że pracują właśnie z dziećmi. Bowiem dzięki nim, dzieciom, mamy szczęście spostrzegania świata na nowo, znajdowania radości w najprostszych sprawach: promieniach słońca tańczących na wodzie, szumie wiatru, kolorach jesieni, życzliwym uśmiechu drugiego człowieka czy po prostu…byciu razem. To właśnie ten nieustanny zachwyt, to kilkuletnie zdumienie w obliczu prawd oczywistych i codzienne odkrywanie cudowności świata rzeczy i ludzi jest tym, czego codziennie uczymy się od dzieci. Trzeba niewątpliwie dobrze znać dziecko, mieć w sobie wiele pedagogicznej (i ludzkiej) empatii, żeby dostrzec ten niezwykły blask w oczach kilkulatka, który po wielu mozolnych próbach zaczyna wiązać buty, kończy rysować obrazek dla mamy, budować wieżę, która nareszcie się nie przewraca. Ten blask sprawia, że tak wiele z nas ma poczucie zawodowego spełnienia, znajduje inspiracje i pomysły na nowe działania, odkrywa niespodziewanie radość płynącą ze zwykłych wydarzeń. Tej radości, satysfakcji i zawodowego spełnienia – na przekór rzeczywistości – życzę z całego serca.

Alicja Smolik
(przede wszystkim nauczycielka wychowania przedszkolnego, obecnie dyrektor przedszkola)

1 komentarz:

  1. Racja. Smutne, że osoby kierujące państwem plotą farmazony, bez konsultacji z fachowcami...

    OdpowiedzUsuń